Niewdzięczne „100 Akrów Lasu”

Za nami druga eliminacja rajdowych mistrzostw USA – rajd „100 Akrów Lasu” w Missouri. Ostatecznie rajd wygrali wielcy faworyci –  kierowcy fabrycznego zespołu Subaru – Travis Pastrana/Christian Edstrom przed Davidem Higginsem/Craig Drew – obie załogi na 2016 Subaru WRX STi oraz Lauchlinem O’Sullivan/Scott Putnam na 2009 Subaru WRX STi. Zajmujący po pierwszym dniu  piąte miejsce Piotr Fetela z Dominikiem Jóźwiakiem zakończyli rajd po wypadku na słynnej w tym rajdzie „hopce” na 10. OS.
Zajmujący czwarte miejsce Jeff Seeborn z Johnem Dillonem na 2005 Subaro STi  także miał problemy na tej samej hopce. Przy lądowaniu   uszkodził chłodnice i niebawem musiał zrezygnować z  dalszej jazdy.
Problemy miało tutaj zresztą  większość kierowców – David Higgins z       najwyższym trudem utrzymał się na drodze, ale zawieszenie w  jego Subaru to zupełnie inna generacja, niż w wysłużonym Subaru Piotra Feteli.
Szef mechaników Piotra Feteli – Wojtek Burek słusznie podkreślił, że możliwości naszego kierowcy nie są takie same jak możliwości pojazdu, którym dysponował.  To prawda, udało się szczęśliwie pokonać cały ubiegły sezon bez wypadku i poważniejszych awarii (zasługa ekipy mechaników i rozważnej jazdy kierowcy), ukończyć –  i to na wysokich pozycjach –  wszystkie eliminacje. Podobnie, i to z pełnym sukcesem,  przebiegł  dla Feteli pierwszy tegoroczny start – Sno’Drift.  Ale to był zupełnie inny rajd, wolniejszy, zaś „100 Akrów Lasu”  jest rajdem bardzo szybkim . I w nim istotną rolę   odgrywa jakość sprzętu – moc silnika i możliwości całego pojazdu.
Po pierwszym dniu rajdu serwis Piotra Feteli miał sporo pracy – niemal przez całą noc usuwano awarie wycieku oleju z skrzyni biegów. Samochód na sobotę był jednak w pełni sprawny . Nieszczęście przytrafiło się już na pierwszym w tym dniu odcinku specjalnym (OS). W momencie wypadku Subaru miało szybkość ok. 100 mil/gdoz. Dodatkowo, w tym miejscu zebrało się dużo wody po nocnych, obfitych opadach deszczu. Auto po skoku na „hopce” lądowało w dużej kałuży, pod którą zrobiła się głęboka dziura i leżał spory kamień. Urwane zostało koło, a auta wyrzucone w górę. Zanim znieruchomiało, wykonało po odbiciach od ziemi siedem obrotów – i to zarówno bocznych, jak i podłużnych.
. Na szczęście badania i prześwietlenia przeprowadzone  po wypadku w szpitalu, nie wykazały obrażeń, zarówno u kierowcy, jak i jego pilota – Dominika Jóźwiaka. Tym niemniej obaj są mocno  potłuczeni, poobijani.  To cud, z wyszli niemal bez szwanku z tej opresji. (wk)