Co piszczy w trawie…

Dotychczas były tylko harce. Dopiero od drugiego tygodnia igrzysk biegi przenoszą się do królestwa Justyny Kowalczyk: na trasy wyścigu łączonego i na 30 km. W obu Polka jest mistrzynią świata
Już za kilka gdozin wielkie  emocje – czy będie złoty medal Justyny Kowalczyk? Drugi w historii zimowych olimpiad dla Polski (po Wojtku Fortunie)?

Oto co pisze na ten temat dzisiejsaa Rzeczpospolita w materiale Pawła Wilkowicza zatytułowanym
Nie oglądaj się Justyno!
To było niemal dokładnie rok temu, w Libercu. Justyna zostawiła za sobą coraz bardziej zirytowaną Aino-Kaisę Saarinen, wyskoczyła przed Kristin Stoermer Steirę i ruszyła do mety, a trener Aleksander Wierietielny krzyczał, biegnąc obok niej: „Nie oglądaj się, Justysiu, żeby nie było jak na igrzyskach”.
Wcale nie miała zamiaru się oglądać ani wtedy, ani później. W biegu łączonym zdobyła pierwsze w karierze złoto mistrzostw świata i ruszyła w stronę następnych sukcesów. W stronę drugiego złota MŚ w biegu na 30 km, Kryształowej Kuli za wygranie Pucharu Świata, dominacji w obecnym sezonie i ogromnej popularności nie tylko w Polsce, ale wszędzie tam, gdzie ludzie znają się na biegach.
To wszystko zaczęło się właśnie w wyścigu łączonym, tej najdziwniejszej z biegowych konkurencji. Obowiązująca wciąż angielska nazwa „pursuit” jest nieco myląca. Kiedyś to rzeczywiście był pościg: najpierw rozgrywano bieg stylem klasycznym, a dwa dni później zawodniczki ruszały krokiem łyżwowym w takiej kolejności i odstępach, jakie wyznaczyła pierwsza część rywalizacji.
Dziś wszystko dzieje się jednego dnia, podczas ok. 40 minut walki ramię w ramię. Najpierw jest 7,5 km stylem klasycznym ze startu wspólnego, potem pit stop, gdzie się zmienia narty i buty na te do stylu dowolnego, a potem kolejne 7,5 km. Liczy się wszechstronność, ale też szybkość i zimna krew przy zmianie sprzętu, bo zdarzały się już szanse pogrzebane źle zapiętymi butami albo złapaniem w strefie zmian za cudzy sprzęt.
O wprawę trudno, bo biegi łączone są ostatnio w Pucharze Świata raz na rok. Ale w igrzyskach i mistrzostwach świata to obowiązek. Justyna bardzo je lubi, wygrała trzy ostatnie takie biegi, czyli wspomniany w Libercu, niedawny w Rybińsku i rok temu podczas próby przedolimpijskiej w Whistler. Wprawdzie w tych dwóch ostatnich obsada była słabsza, ale zwycięstwo pozostaje zwycięstwem. Polka jest przed piątkowym startem faworytką.
Pierwszy raz pobiegnie w kanadyjskich igrzyskach pod taką presją. Biegu na 10 km stylem dowolnym wygrać nie miała prawa, tam była wymieniana tylko wśród kandydatek do medalu, a nie do złota. W sprincie było wiadomo, że stać ją na mistrzostwo, ale to taka loteria, że trudno o gwarancję sukcesu. Teraz oczekiwania będą ogromne, Justyna sama nie wybaczy sobie niepowodzenia. Jak pokazał bieg na 10 km, najpoważniejszą rywalką w walce o tytuł będzie broniąca złota z Turynu Estonka Kristina Smigun.
Po tym biegu Polka będzie miała ponad tydzień przerwy do następnego startu, bo sztafetę 4 x 5 km 25 lutego trzeba traktować tylko jako urozmaicenie treningu. Co nie oznacza, że Justyna nie pobiegnie w sztafecie najszybciej z tych, które wystartują stylem klasycznym. Ale to będzie jedynie rozgrzewka przed puentą igrzysk, biegiem na 30 km klasykiem ze startu wspólnego. Na tym dystansie Kowalczyk zdobyła brąz w Turynie, wprawdzie krokiem dowolnym, a nie klasycznym, ale styl w kobiecym maratonie, zwłaszcza przy starcie wspólnym, nie ma tak dużego znaczenia.
Wygrywa po prostu najlepsza, tak się wybiera królową nart. Kowalczyk w całej karierze startowała w tej konkurencji, ze startu wspólnego i różnymi stylami, pięciokrotnie. Była pierwsza, druga, trzecia, czwarta, a jednego biegu nie ukończyła. Cztery lata temu w Turynie prowadziła przed finiszem, ale obejrzała się, co goniące ją Katerina Neumannova i Julija Czepałowa odczytały jako oznakę słabości i wyprzedziły Kowalczyk przed metą.
To o tym krzyczał trener Wierietielny w Libercu. Teraz to już jest inna Justyna i inne rywalki, bo Neumannova już nie biega, a Czepałowa wpadła na dopingu. Groźne będą Petra Majdić i Virpi Kuitunen, dla której to zapewne ostatni ważny bieg w karierze. Trudno uwierzyć, że w tej karierze nie ma żadnego olimpijskiego złota. Ale, przy całej sympatii do lubianej przez inne biegaczki Virpi, Justyna zrobi wszystko, by to się w Vancouver nie zmieniło.
Początek biegu łączonego kobiet, piątek 19 lutego, godz. 3  p.m., czasu chicagowskiego, transmisja telewizyjna na kanale 5