Co piszczy w trawie

Napięcie przed najważniejszą walką Tomasza Adamka rośnie. Poniżej dwa materiały z Gazety Wyborczej. Pierwszy z nich zatytułowano:

Adamek – Arreola jak Super Bowl?

/…/ Jeden z najbardziej znanych promotorów bokserskich – Dan Goosen porównuje pojedynek Tomasza Adamka i Chrisa Arreolii do jednego z największych sportowych wydarzeń w USA. Walka odbędzie się w niedzielę 25 kwietnia o 6 rano polskiego czasu w Kalifornii.

Ten pojedynek to bokserski Super-Bowl. Nie można tego przegapić, to będą wielkie emocje. I prawdziwy szczyt podniecenia. Wiem, że zawodnicy, a w szczególności HBO nie mogą się jej doczekać – emocjonował się na konferencji prasowej Goosen.
Stawka jest wysoka – być może jest nią walka o tytuł mistrza świata wagi ciężkiej. Porażka oznaczałaby falę krytyki fachowców, że Adamek nie nadaje się do najważniejszej kategorii w boksie, bo jest po prostu za mały. Kilku z nich już w tej chwili tak twierdzi, wśród nich znany za oceanem komentator HBO Larry Merchant, który nie daje Polakowi szans w pojedynku z Arreolą.

Tomasz Adamek opowiadał na konferencji o swoich przygotowaniach do walki.  – Jestem w bardzo dobej formie  chcę walczyć – mówił Polak. Opowiadał również o tragedii w Smoleńsku i jaki wpływ na niego wywarła.
Arreola przyznał, że żeby wygrać z Adamkiem musi wykorzystać maksimu mswoich możliwości. Zapytany o to, jak będzie wyglądać walka odpowiedział: Wierzę, że będziemy świadkami czegoś wyjątkowego w Citizens Bank Business Arena w Ontario. Nasza walka będzie być może kandydatem do pojedynku roku.

Na dwa dn przed walką w Gazecie Wyborczej  ukazał się kolejny  artykuł zatytułowany

S
amotna walka Tomasza Adamka

Tym razem pelen watpliwwości dnośnie szans Polaka. Ot oszczgóły.
/../ Tomasz Adamek w sobotę stoczy z Chrisem Arreolą pojedynek o fundamentalnym znaczeniu dla jego kariery. Ale zanosi ię na to, że wsparcie będzie miał Polak prawie żadne.
Stawka jest wysoka – być może jest nią walka o tytuł mistrza świata wagi ciężkiej. Porażka oznaczałaby falę krytyki fachowców, że Adamek nie nadaje się do najważniejszej kategorii w boksie, bo jest po prostu za mały. Kilku z nich już w tej chwili tak twierdzi, wśród nich znany za oceanem komentator HBO Larry Merchant, który nie daje Polakowi szans w pojedynku z Arreolą.
Odbędzie się on w Kalifornii, bardzo daleko od matecznika Polonii – nowojorskiego Newark, gdzie Adamek stoczył cztery z ostatnich pięciu pojedynków. Halę Prudential Center wypełniało za każdym razem kilkanaście tysięcy zagorzałych fanów, którzy intonowali polski hymn, a gdy Adamek wchodził do ringu, śpiewali razem piosenkę Funky Polaka “Nie zapomnij, skąd tutaj przybyłeś” okryci biało-czerwonymi flagami.
Choć biura podróży organizowały wyprawy na drugi koniec Ameryki, tym razem ziomków na trybunach będzie za mało. W jednym z biur największej agencji – Polamer – powiedziano,l że zainteresowanie biletami było małe.

Z Polski też dotrze do Kalifornii niewielu kibiców, głównie z powodu odwołanych lotów po erupcji islandzkiego wulkanu. Grupa kilkudziesięciu fanów Adamka nie odleciała do USA we wtorek. Nowe bilety lotnicze kosztują kilkanaście tysięcy złotych, więc raczej zrezygnują.
Ontario, gdzie odbędzie się walka, to rewir Arreoli, który trenuje w Lincoln Boxing Club 30 km stąd i niedaleko ma dom, kupiony za honorarium za starcie z Witalijem Kliczką. W tym niewielkim klubie razem z nim trenują wciąż ci sami ludzie, znajomi i przyjaciele, w tym młody trener – zawsze ten sam – Henry Ramirez.
Adamek po raz pierwszy przygotowywał się do pojedynku w Houston – kilka godzin podróży z podnowojorskiego Kearny, gdzie wybudował sobie dom. Spędził w Teksasie samotnie kilka tygodni w wynajętym apartamencie, od czasu do czasu spotykając się z miejscowymi polonusami.
Polski bokser ćwiczył z Ronnie Shieldsem i Rogerem Bloodworthem, trenerami, których zobaczył pierwszy raz w życiu osiem tygodni temu. Dopiero kilka dni temu pojawiły się wokół niego znajome twarze, przede wszystkim przyjaciel i współpromotor Ziggi Rozalski, który zapewne stanie w narożniku. Być może będzie pomagał w tłumaczeniu rad trenerów w przerwach między rundami, bo Adamek wciąż nie posługuje się swobodnie angielskim. Rozalski – świetny doradca i organizator – ma mnóstwo zalet, właściwie jest jedną wielką chodzącą zaletą, ale nie jako sekundant. W roli tłumacza w narożniku nie sprawdził się w pojedynku z Chadem Dawsonem, gdy przy Adamku po raz pierwszy zabrakło długoletniego trenera Andrzeja Gmitruka.

Którego oczywiście też w Kalifornii nie będzie.

Gdyby nie to, że Adamek jest twardym zawodnikiem, można by mieć poważne obawy o jego psychiczny komfort przed pojedynkiem o fundamentalnym znaczeniu dla jego kariery. /…/

Zmieniam temat – oto fragmenty materiałów poswięconych Formule 1
Robert Kubica: Cuda nie zdarzają się codziennie

Jeśli chodzi o osiągi, to jesteśmy na krawędzi awansu do trzeciej części kwalifikacji. Cuda, jak w Australii czy Malezji, nie zdarzają się codziennie, dlatego musimy dalej pracować i liczyć na nietypowe okoliczności – mówi o formie teamu Renault Robert Kubica w wywiadzie dla wtorkowego “Przeglądu Sportowego”.
Robert Kubica w Renault radzi sobie w obecnym cyklu Formuły 1 lepiej, niż wynikałoby to z porównań osiągów bolidów. W klasyfikacji kierowców jest siódmy z dorobkiem 40 punktów, zaś w klasyfikacji konstruktorów francuski team plasuje się na piątym miejscu. Polak uważa jednak, że jest to nie tyle zasługa szybkiego bolidu, co korzystnego obrotu zdarzeń podczas dotychczasowych Grand Prix.
Nie oczekuję, że nasze wyniki powtórzą się w normalnych wyścigach. Chyba że znowu spadnie deszcz lub zdarzy się szalony wyścig. Jeśli chodzi o osiągi, to jesteśmy na krawędzi awansu do trzeciej części kwalifikacji. Cuda, jak w Australii czy Malezji, nie zdarzają się codziennie, dlatego musimy dalej pracować i liczyć na nietypowe okoliczności – opowiada Polak.
Pytany, czy jeździ w tym sezonie najlepiej w karierze, odpowiada. – Nie zgadzam się z tą opinią. Jeżdżę w nowym samochodzie, z nowym zespołem, który inaczej podchodzi do wyścigów. Nauczyłem się, jak najlepiej oszczędzać opony, a to jest niejednokrotnie kluczem do wysokich miejsc.

Kubica komentuje też rewelacje o zainteresowaniu jego osobą Ferrari. – Nie mam z nimi żadnego kontaktu, są to pogłoski. Dziennikarze musza mieć o czym pisać, więc wymyślili taką historię. Jest to bardzo miłe, jestem nawet dumny z tego, ale koncentruję się na pracy z Renault.

Legenda w gruzach

To materiał pióra Mikolaja Sokoła z “Rzeczpospoolitej”.M
/…./ Powrót Michaela Schumachera miał być atrakcją tego sezonu, ale po czterech wyścigach zanosi się na bolesną kompromitację siedmiokrotnego mistrza świata, który dostaje tęgie lanie od swojego młodszego kolegi z ekipy Mercedes
Nico Rosberg regularnie wygrywa z Schumacherem w kwalifikacjach i po czterech wyścigach zajmuje drugie miejsce w klasyfikacji mistrzostw świata. Schumacher jest dopiero dziesiąty i powstaje pytanie: czy legenda Formuły 1 wciąż wierzy, że dołączy do czołówki, czy może da sobie szybko spokój i wróci na spokojną emeryturę?
Przy tak dużej różnicy w szybkości pomiędzy Schumacherem i Rosbergiem trudno się spodziewać, aby w europejskiej części sezonu były mistrz nagle przypomniał sobie, jak skutecznie jeździć samochodem F1. Wygląda na to, że jego zadaniem będzie wciąż przyciąganie uwagi fanów i dziennikarzy, a zdobywaniem punktów zajmie się Rosberg. Może tylko od czasu do czasu Schumacher przypomni kibicom, kto niepodzielnie rządził w F1 na początku XXI wieku – przykładem niech będzie zażarta obrona przed dużo szybszym Lewisem Hamiltonem podczas Grand Prix Chin. – Muszę przyznać, że Michael jechał bardzo agresywnie – powiedział po wyścigu Anglik, który sam słynie z bezpardonowych manewrów na torze. – To chyba najbardziej agresywny kierowca, z jakim przyszło mi się zmierzyć. I to łagodnie mówiąc…
Sam Schumacher najwyraźniej nadal ma przyjemność ze ścigania, nawet jeśli stawką są tylko punkty za miejsca pod koniec pierwszej dziesiątki. Tyle, że reputacja kierowcy, który w latach chwały zdobył siedem mistrzowskich tytułów i wygrał prawie 100 wyścigów, wystawiona jest na poważny szwank.
Coraz częściej kibice, widząc kolejną porażkę „Schumiego” z dużo młodszym kolegą z zespołu, zadają sobie pytanie, jak dużą rolę w jego dawnych triumfach odegrała techniczna przewaga samochodów Ferrari, a w najlepszych latach (2002 czy 2004) była ona kolosalna. /…/
Legenda Schumachera właśnie sypie się w gruzy, ale sam kierowca najprawdopodobniej wiele sobie z tego nie robi, ciesząc się samą jazdą i kolejnymi zerami na koncie. /…/

Wybrał – W. Książek