Co piszczy w trawie…

Po burdach kiboli po finale Pucharu Polsk iw Bydgoszczy oraz interesujace porównanie Holyfielda z Adamkiem – to tematy dzisiejszego  przeglądu prasy.
Tylko “Staruch” gotowy do Euro-2012
Burdy podczas finału Pucharu Polski w Bydgoszczy obnażyły stopień bezradności i skretynienia nie tylko w PZPN i policji.
Piotr Staruchow, wódz kiboli Legii o  pseudonimie “Staruch”, z pozoru szary obywatel RP, staje się powoli bohaterem narodowym. To właśnie on, właściwie w pojedynkę, zdołał udowodnić nam, że prawo i porządek w Polsce tak naprawdę nie istnieją. Kilka tygodni temu wszedł do tunelu stadionu Legii i uderzył w twarz piłkarza Jakuba Rzeźniczaka. Ochrona nie interweniowała, grzecznie wyprowadzając go ze stadionu. Następnego dnia oficjalny klub kibica Legii ogłosił, że pobity i bijący spotkali się, uścisnęli sobie dłonie i załatwili sprawę ku chwale i dla dobra stołecznego klubu.
Kabaretowa logika
Zmuszone przez wielką medialną awanturę, którą wywołał ten cios, władze Legii odwiesiły “Staruchowi” zakaz stadionowy. Nie może bywać na meczach Ekstraklasy. W dodatku klub ze stolicy pozwał go do sądu za pobicie piłkarza (swojego pracownika). Na pierwszej rozprawie Staruchowicz się nie stawił przysyłając zwolnienie lekarskie i informację, że stan jego zdrowia wymaga pobytu w szpitalu. Jakiś lekarz bez skrupułów wystawił lewy dokument, bo dwa dni później, “Staruch” w szpitalu być już nie musiał. Kierował dopingiem fanów Legii na półfinale Pucharu Polski z Lechią. Dlaczego został wpuszczony na stadion w Gdańsku? Bo to była gra o Puchar Polski, a on ma zakaz wchodzenia na mecze ligowe.

staruch_pucharem_polski_522“Staruch” z Pucharem Polski po meczu w Bydgoszczy

Ta sama “kabaretowa logika” zadziałała przy okazji finału. Co więcej: Komenda Stołeczna Policji w Warszawie w specjalnym piśmie sama
poprosiła PZPN o to, by sprzedał Staruchowiczowi bilet na to wyjątkowe spotkanie. PZPN prośbę policji spełnił, poprzez Legię, która
pośredniczyła w transakcji nie mając prawa odmówić mu tej wejściówki.
Nawet premier za krótki na “Starucha”
Zasługi i wpływy Staruchowicza są jak widać wielkie. Skompromitował PZPN, skompromitował policję, skompromitował rządową akcję walki z chuligaństwem na stadionach firmowaną przez premiera Donalda Tuska. Sprawa nie jest banalna, dotyczy bezpieczeństwa na stadionach podczas Euro 2012, okazuje się jednak, że nawet zakochany w piłce premier kraju jest za krótki na “Starucha” i jemu podobnych.
Kto jest winien zamieszek w Bydgoszczy, podczas których “Staruch” znów dzielnie dowodził pseudokibicami Legii? PZPN mówi, że policja. Prezes Grzegorz Lato i sekretarz związku Zdzisław Kręcina są oburzeni jej bezradnością uznając, że zadowoliła się demonstracją siły.

Policja jest oczywiście oburzona na PZPN, bo poproszona o zaakceptowanie tego stadionu, jako miejsca rozegrania finału Pucharu Polski, wystawiła opinię negatywną. Uznała, że obiekt nie nadaje się do rozegrania meczu podwyższonego ryzyka. Na swoją reputację “Staruch” i jego koledzy z Legii oraz ich wielcy wrogowie z Lecha pracowali przecież latami.
Ping-pong bezradności

PZPN wiedział jednak lepiej, finał zorganizował tam gdzie chciał, a teraz twierdzi, że nie dało się przewidzieć, iż przyjadą na niego nie
ludzie, ale bandyci. Czyli klasyczny ping-pong bezradności, który oglądamy od lat, kiedy tylko naszym pseudokibicom zechce się gdzieś narozrabiać, kogoś pobić lub coś zniszczyć.
Ale powtórzmy: tak naprawdę “Staruch” i jemu podobni związani z Legią, Lechem i innymi polskimi klubami wykonali całkiem niezłą robotę.
Uzmysłowili nam, że w szacownych instytucjach prawo nie jest przestrzegane, logika nie działa, lekarze bezkarnie wystawiają lewe
dokumenty, po to tylko, by kilkuset facetów przyszło na stadion się pobić. Kiedy jednak zadamy proste pytanie: “czy Polska jest gotowa do Euro 2012?”, wszyscy: premier Tusk, prezes Lato, komendant policji powiedzą
zgodnym chórem, że oczywiście. Ja chciałbym jednak wiedzieć, co na ten temat myśli “Staruch”? Dla mnie jest on w Polsce autorytetem nr 1.
To on najczęściej bywa na naszych stadionach i jego wpływ na polski futbol jest największy.

Adamek jak Holyfield?
To tytuł interesujących rozważań Witolda Bereka , zamiezczonych w portalu ineria.pl ktorych autorem jest Janusz Wołowski

Perfekcyjna technika? Metodyczny sposób punktowania rosłych oponentów? A może niespotykana szybkość i niemal identyczne warunki fizyczne, wzbogacone dynamiczną pracą nóg? Co tak naprawdę sprawia, że cenieni eksperci zawodowego boksu coraz śmielej porównują Tomasza Adamka do żywej legendy – Evandera Holyfielda?
***
Gdy w 1974 roku Evander Holyfield po raz pierwszy sznurował rękawice bokserskie rozpoczynając swoją przygodę z treningami pięściarskimi, Tomasza Adamka nie było jeszcze na świecie. Utalentowany “Holy” już w wieku 12 lat dał opiekunom pierwsze, poważne przesłanki, że boks jest tym co kocha i potrafi robić najlepiej. Jak bardzo zapałał miłością do szermierki na pięści, wyznał dopiero po blisko czterdziestu latach kariery. – Zawsze kochałem boks nade wszystko, sypiałem z nim. Kładąc się do łóżka śniłem o kolejnych tytułach – to pozostało do dzisiaj, mimo iż mam prawie 50 lat nadal wierzę, że mogę coś osiągnąć. Bezgraniczna miłość do pięściarstwa sprawia, że ciągle czuję się młodo – zwierzał się w wywiadzie Amerykanin.
Prawdziwe umiłowanie dyscypliny szybko zaowocowało pierwszymi sukcesami na ringu. Evander jako młody adept wygrał klubowe mistrzostwa w swojej kategorii, z powodzeniem zakwalifikował się na juniorską olimpiadę, a w wieku 15 lat był już najlepszym amatorskim pięściarzem w południowo- wschodnim regionie Stanów Zjednoczonych. Później było już tylko lepiej.
Ciągłe dążenie do mistrzostwa
Nie bez kozery przytoczyłem powyższą historię. Kiedy w grudniu 1976 roku młodzik z Atmore triumfował w swoim pierwszym amatorskim turnieju, a jego kariera zaczęła rozkwitać jak najpiękniejszy kwiat, na żywieckiej “porodówce” przyszedł na świat Tomasz Adamek. On również, podobnie jak Holyfield, zetknął się z boksem w wieku 12 lat, gdy po raz pierwszy owinął pięści w hali treningowej Górala Żywiec pod okiem szkoleniowca Stefana Gawrona. Walcząc w ochronnym kasku, chłopak z Gilowic gładko pokonał ponad stu przeciwników. Podobnie też jak Evander zawojował kategorię cruiser, zdobywając i broniąc tytuł mistrza świata jednej z czterech prestiżowych organizacji.

adamek_holyfield_5227668Evander Holfield

Z braku wielkich pojedynków i niechęci przeciwników do konfrontacji między linami kategorii junior ciężkiej, Adamek – o niemal
identycznych warunkach fizycznych jak Holyfield, postanowił zmienić przedział wagowy. Wybór padł na “królewski”, w którym przed laty niepodzielnie rządził Evander. Najcięższa dywizja stała się nowym środowiskiem sportowych zmagań dla “Górala”. I choć wraz ze zmianą kategorii wagowej, zmieniły się wymagania i oponenci, cel nadal pozostał ten sam – zdobyć mistrzowski pas. Tym razem czempiona wagi ciężkiej.
Najbardziej cenieni eksperci w dziedzinie boksu, na czele ze słynącym z ciętego języka Danem Rafaelem oraz charyzmatycznym Bobem
Sheridanem, nie mają wątpliwości, że los predestynował Adamka na następcę wielkiego Holyfielda. Rozpatrując prawdziwość powyższej tezy, nasuwa się zasadnicze pytanie: w czym “Góral” najbardziej przypomina amerykańskiego “Wojownika”?
Warunki fizyczne
Zarówno Holyfield jak i Adamek trafili na szerokie wody ciężkiej wagi z lżejszych kategorii. “Góral” jako mistrz świata federacji WBC
kategorii półciężkiej oraz IBF i IBO w junior ciężkiej. “The Real Deal” także jako bezsprzeczny król dywizji cruiser – posiadacz pasów
WBC, WBA oraz IBF.
Na uwagę zasługuje fakt, że “Holy” swoją mistrzowską szansę w ciężkiej wadze dostał w dopiero siódmej walce. Co ciekawe, pojedynek Tomasza Adamka z Witalijem Kliczką zaplanowany na 10 września na wrocławskim stadionie, będzie dla Polaka także konfrontacją numer siedem na ringach wszechwagi. Stawką batalii na arenie Euro 2012 będzie “zielony” pas WBC należący do “Doktora Żelaznej Pięści”, który w przeszłości

spoczywał na biodrach Holy’ego.
Podobieństwo tyczy się także niemal identycznych warunków fizycznych. Amerykanin mierzy 189 cm, przy 187 cm Adamka. Również waga obu pięściarzy nie przekracza stu kilogramów, oscylując w granicach 97,5 – 99 kg . Zaskakujące, że w wieku 48 lat, Evander nie ma problemów z utrzymaniem odpowiedniej masy. Podczas jego ostatniego pojedynku z Shermanem Williamsem, pierwszy raz w karierze, waga wskazała ciężar ponad 101 kg! Co więc sprawia, że Adamek jak i Holyfield z powodzeniem rozkładają zawodników dużo cięższych od siebie?
Szybkość i spryt ponad siłę ciosu
Waleczny “Holy” już od czasów amatorskich słynął z niespotykanej szybkości i nieszablonowego stylu boksowania. Wszystkie te atuty,
zwieńczone perfekcyjną techniką, sprawiały, że w latach świetności nie miał sobie równych. Mimo że rzadziej posyłał oponentów na deski, z powodzeniem metodycznie ich punktował, praktycznie nie przyjmując ciosów. Potwierdza to współczynnik KO Amerykanina, obecnie na poziomie 50 procent, jednak zdecydowana większość triumfów przed czasem tyczy się jeszcze batalii w niższych przedziałach wagowych. Czy nie przypomina wam to trochę kariery naszego “Górala” ?
W swoich dotychczasowych sześciu walkach między linami wszechwagi, Tomasz Adamek stawał naprzeciw pięściarzy, którzy ważyli znacząco więcej. Gołota +19 kg, Estrada +7,5 kg, Arreola +15 kg, Grant +20 kg, Maddalone +6 kg, McBride +30 kg. Tylko potyczki z Andrzejem Gołotą i Vinnym Maddalone zakończyły się przez TKO w 5 rundzie. Czterech pozostałych oponentów zmagało się z Adamkiem na dystansie 12 rund, inkasując na korpus i głowę huraganowe serie szybkich kombinacji. “Góral” bezsprzecznie wygrywał na punkty. Jedynie decyzja na obcym terenie w Ontario, gdzie Tomek krzyżował rękawice z Chrisem Arreolą, nie była jednogłośna.
Amerykański styl boksowania
Od początku współpracy z Rogerem Bloodworthem (również pracował z Holyfieldem), głównym elementem, który szlifuje Adamek, jest zmiana stylu boksowania, na amerykański. Zabieg ten ma zminimalizować przyjmowanie uderzeń. W królewskiej kategorii, gdzie każdy wyprowadzony raz może mieć wagę nokautującego, skuteczne unikanie ciosów to najprostsza recepta na zwycięstwo. Element, który doprowadził Evandera do mistrzostwa świata, teraz Roger zamierza zaszczepić w sercu ambitnego Polaka. Trener nie ma również wątpliwości, że “Góral” w ringu odzwierciedla amerykańskiego czempiona.
– Spośród wszystkich pięściarzy jakich trenowałem, Adamek najbardziej przypomina mi Holyfielda. Podobny wzrost, waga i siła uderzenia. Jednak myślę, że Tomek bije trochę mocniej. Szerokie plecy i jeszcze szerszy uśmiech – pokazują jego pewność siebie. W wadze ciężkiej czuje się jak ryba w wodzie, Evander przeszedł podobną drogę – powiedział Bloodworth.
Zdanie trenera podziela i Vinny Maddalone – Amerykanin włoskiego pochodzenia, który na własnej skórze odczuł moc obydwu zawodników. By zapoznać oponenta ze strukturą ringowego podłoża, “Holy” potrzebował zaledwie trzech rund, Adamek pięciu. Dziś dawny rywal komplementuje Polaka, nie szczędząc pochwał pod jego adresem.
– Chylę czoła przed Tomkiem. Nigdy nie mierzyłem się z kimś tak szybkim. To jest prawdopodobnie najlepszy pięściarz, z jakim kiedykolwiek walczyłem. Lepszy nawet od Holyfielda! – tłumaczył swoją porażkę Maddalone. Dodał również, że Adamek jest bokserem, który spośród wszystkich pretendentów do tytułu, ma największe szanse na pokonanie Witalija Kliczki. – W przeciwieństwie do Haye’a, którego odporność na ciosy nigdy nie została poważnie sprawdzona, “Góral” stoczył kilka ciężkich bojów i pokazał jak bardzo odporna jest jego szczęka. W skali od 1 do 10, szanse Polaka na wygranie z Ukraińcem oceniam na 7- wyznał po walce pochodzący z Queens zawodnik.
Jest “Góralem” i będzie mistrzem świata
W obliczu porównań płynących z ust najbardziej cenionych fachowców w dziedzinie boksu, Tomek Adamek nie popada w samouwielbienie. Choć dumny, że zestawia się go w jednym szeregu z żywą legendą, nie lubi tak daleko wybiegających porównań i określeń. Gdy przed walką z Chrisem Arreolą, ci sami eksperci, z racji szybkości i różnorodności uderzeń, nadali Polakowi przydomek “Tom Quick Hands”, on ze spokojem i humorem odniósł się do tego. – Szybkie ręce?! To brzmi trochę indiańsko. Ja jestem góralem i jak obiecałem swoim kibicom, będę mistrzem świata! – stwierdził Jak nie wierzyć chłopakowi z Gilowic w tak obiecujące zapowiedzi, widząc jak ciężko pracuje na swoją legendę ?