Co piszczy w trawie

Dobiega końca tenisowy US open, ostatni wielkoszlemowy turniej roku. Na początek zatem fragmenty materiału z „Przegladu Sportowego” o zarobkach pań tenisistek. A są one imponujące.
/…/ Duży, żółty diament w 18-karatowym złocie wiszący na końcu łańcuszka z kilkunastu białych diamentów osadzonych w platynie. Tak wyglądają warte ponad 16 tysięcy dolarów najnowsze kolczyki od Tiffany’ego, które Maria Szarapowa nosi (już nie nosi, bo odpadła – przy. wk) w trakcie trwającego właśnie US Open.
Umowa z Tiffanym, obowiązująca na każdym z czterech turniejów Wielkiego Szlema. To jedna z wielu, dzięki którym Rosjanka Maria Szarapowa jest najlepiej opłacaną sportsmenką na świecie według rankingu “Forbesa”. Za reklamy, honoraria autorskie własnej linii ubrań albo po prostu za to, że jest, zgarnia miliony. A sport? Zarobki na korcie stanowią tylko cztery procent jej zeszłorocznego dochodu! Jedne mają głowę do biznesu, inne tylko twarz. Jedne są znane na całym świecie, inne to żywe legendy i symbole w swoim kraju. Jedne są u progu kariery, inne już na sportowej emeryturze. Łączy je jedno – są bajecznie bogate. Połowa to tenisistki. Dziesiątkę najlepiej zarabiających pań, opublikowaną przez “Forbesa”, uzupełniły trzy golfistki, łyżwiarka figurowa i przedstawicielka wyścigów samochodowych. Pod uwagę wzięto ich dochody od czerwca 2009 do czerwca 2010. Szarapowa, choć na korcie radziła sobie średnio, poza nim nie miała sobie równych. Ma umowy z Cole Haan, należącą do Nike firmą produkującą odzież sportową i buty, Land Roverem, Parlux – firmą perfumeryjną, Prince Sports – producentem rakiet, Tiffanym, Sony Ericsson i producentem zegarków TAG Heuer. Sama wartość przedłużonej w styczniu o 8 lat umowy z Nike to 70 mln dol. To najwyższy kontrakt reklamowy sportsmenki w historii. Poprzedni – Venus Williams z Reebokiem opiewał na “zaledwie” 43 mln dol.
Sponsorzy ustawiają się do Szarapowej w kolejce. Jest śliczną, wysoką blondynką. Również obie Serbki – Ana Ivanović i Jelena Janković – zarabiają głównie dzięki urodzie. Janković, która znalazła się na szczycie rankingu WTA, choć nie wygrała w karierze żadnego Wielkiego Szlema, związała się z mało znaną firmą Anta. Cierpiała na tym i fizycznie – przez odparzone stopy w nowych butach – i wizerunkowo, bo pierwsze sukienki chińskiego projektu były paskudne. Ale 5,1 mln dolarów za trzy lata wynagradza problemy.
Amerykańskie siostry, które zajmują 2. i 3. miejsce na liście, już dawno temu nauczyły się jak na sporcie zarabiać nie tylko wysiłkiem własnych mięśni. Serena, od lat związana z Nike (ale tylko za 40 mln dol.), ma także umowy m.in. z: Wilsonem, HP, Gatorade czy Oreo. Jest współzałożycielką Mission Skincare, która produkuje kosmetyki, na przykład firmowany przed Serenę błyszczyk. Młodsza z sióstr Williams w zeszłym roku wydała też biografię „On the line”. /…/

***
Maja Włoszczowska świętowała w sobotę mistrzostwo świata MTB, które wywalczyła w kanadyjskim Mont-Sainte-Anne. Doskonała forma Polki to jednak dopiero zwiastun tego, co chce osiągnąć zawodniczka w najbliższych latach.
– Brakuje mi jeszcze dwóch trofeów, czyli olimpijskiego złota i triumfu w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Zatem mam się jeszcze po co ścigać – mówi Włoszczowska w rozmowie z Łukaszem Widulińskim z Onet.pl
– Została pani w imponującym stylu mistrzynią świata. Czy był to najtrudniejszy wyścig w karierze? Czy można to porównać z igrzyskami olimpijskimi w Pekinie, gdzie zdobyła pani srebro?
– Na pewno było bardzo ciężko. Owszem, ktoś tam pisał, że wyglądałam z rundy na rundę lepiej, ale przecież od początku uciekałam, a to dużo kosztuje. W grupie jedzie się jednak nieco lżej. Z drugiej strony, mała rezerwa jeszcze była. Dzisiaj czuję trudy wyścigu, bo nogi mnie tak bolą, że masakra. Chyba nawet po wyścigu w Pekinie tak mnie nie bolały. Ale i tak to nie był najtrudniejszy wyścig w mojej karierze. W Vail w 2001 roku sto metrów przed metą straciłam tęczową koszulkę mistrzyni świata, a na ostatnim podjeździe miałam mgłę przed oczami. A porównując złoto z Kanady i srebro z Pekinu – dla mnie to równie ważne sukcesy. Do dzisiaj, kiedy widzę końcówkę wyścigu w Chinach, łzy same lecą mi z oczu. Z filmem stąd będzie pewnie tak samo.
– Przed sobotnim wyścigiem chyba po raz pierwszy w karierze powiedziała pani, że startuje po koszulkę mistrzyni świata.
– Zawsze wiedziałam, że mnie na to stać, ale myślałam też, że może jeszcze za wcześnie. Teraz czułam, że nadszedł mój czas. Z drugiej strony, miałam świadomość, że poziom czołówki jest niezwykle wyrównany i o złoto walczyć będzie dziesięć dziewczyn. Przecież Ani Szafraniec zabrakło do medalu niewiele ponad minutę. Miałam tylko obawy o start, bo ruszałam z trzeciego rzędu i trzeba było się “zagiąć”, żeby szybko przebić się do przodu. Na szczęście, początek trasy prowadził po szerokiej drodze pod górę i udało mi się zająć dobrą pozycję przed wjazdem do lasu.
Pani i trener Andrzej Piątek musieliście być absolutnie pewni pani siły, bo zagraliście va banque. Odjechała pani bardzo szybko.
– Nie lubię uciekać, ale tym razem tak wolałam. Było bardzo ślisko i każdy popełniał błędy. A w grupie pierwsza się potknie i stoi cała reszta. Jadąc sama płaciłam tylko za swoje pomyłki. Chciałam, żeby nikt mi nie przeszkadzał. Oczywiście, było ryzyko, że nie wytrzymam, ale trzeba było je podjąć. Ale tak naprawdę nie planowałam ucieczki. Pojechałam, po prostu. /…/

/…/ Ile kosztował ten medal?
– To moje jedenaste mistrzostwa świata w cross country. Do tego dwa starty na szosie. Kurczę, chyba jestem stara. A tak poważnie, to ten medal kosztował bardzo dużo. Najpierw problemy z długami PZKol i przepychanki o pieniądze na początku sezonu. To musiało rodzić problemy w zespole, bo ludzie nie dostawali pensji. A przecież od ich pracy także zależą moje wyniki. Później pech na pierwszych Pucharach Świata, no i choroby. Ciągle pod górkę, a ja w tym roku nie miałam cierpliwości. Trzeba było się “zagiąć”, żeby ostatni miesiąc przeżyć w koszarach. To tak jakby ktoś poszedł do pracy na miesiąc i nie wstawał przez ten czas od biurka.
– Wspomniała pani o PZKol.
– Nie chce mi się o tym mówić. Nędza z bryndzą i tyle. Chcę być jak najdalej od tego. Cieszę się, że mamy wsparcie z ministerstwa, pomaga mi właściciel CCC, Dariusz Miłek, Polkowice i Jelenia Góra. Mam zapewnione przygotowania do Londynu. Ale wiem też, że nasze kolarstwo jeszcze długo nie będzie się rozwijać. Wszyscy wiedzą, że PZKol. ma dziewięć milionów długu i długo był źle zarządzany. Teraz są nowi ludzie, ale niewiele można naprawić. /…/
***’
Na koniec ponownie w przeglądzie parsy gości  Tomasz Adamek. Materiał  zaczerpnięty z “Gazety Wyborczej” nosi tytuł


Kliczko – Adamek na 40. rocznicę walki Frazier – Ali
?

/…/ To pomysł menedżerów hali Madison Square Garden. Chcą mieć wielką walkę na 40. rocznicę pojedynku Frazier – Ali – mówi promotor Polaka o planach starcia Tomasza Adamka z mistrzem świata wszechwag Witalijem Kliczką w marcu 2011 roku
Pojedynek był odbiciem ważnego fragmentu Ameryki przełomu lat 60. i 70

Dzwonił do mnie w tej sprawie szef hali trzykrotnie i proponował nawet duży rabat – mówi doradca i współpromotor Adamka Ziggi Rozalski. – My nie odrzucamy żadnej oferty, tym bardziej od braci Kliczków, ale na razie jeszcze jej nie ma. Jak będzie, to nie oznacza ona walki. Musimy się na nią jeszcze zgodzić, mistrz i ja.

Do Rozalskiego i Kathy Duvy, drugiego współpromotora Adamka, dzwonił również nowojorski prawnik Władimira i Witalija Kliczków Shelly Finkel. Jak twierdzi Rozalski, “Shelly to nasz przyjaciel. Dzwoni z różnymi pomysłami od roku, w tym i z pomysłem walki Tomka z Kliczką. Zaczął od śmiesznych pieniędzy, ale z każdym telefonem jego oferta jest wyższa”.

Według nieoficjalnych informacji wynajęcie Madison Square Garden kosztuje 100 tys. dol. z pełnym serwisem internetowo-telewizyjnym. Oferta specjalna to około 35 tys dol. Obydwie kwoty nie są kluczowe w budżecie całego przedsięwzięcia, więc słowa szefów hali można traktować jedynie jako luźny, bardzo ciekawy pomysł, który w Ameryce na pewno chwyciłby.

Muhammad Ali spotkał się z Joe Frazierem trzykrotnie, przy czym dwa razy właśnie w tej słynnej hali, wówczas zwanej mekką boksu. Ich pierwsze starcie – 8 marca 1971 roku – uchodzi za najlepsze. Obaj byli w kwiecie kariery, choć Ali wrócił do ringu po trzyipółletniej przerwie związanej z odmową służby wojskowej podczas wojny w Wietnamie. Pierwszy raz użyto wówczas hasła “Walka Stulecia”. Po 15 rundach malutki Frazier wygrał zdecydowanie i jednogłośnie na punkty. Filadelfijczyk ważył zaledwie 93 kg, wzrost tylko 182 cm, ale miał dynamit w pięściach i serce do walki.
ojedynek był odbiciem ważnego fragmentu Ameryki przełomu lat 60. i 70

Antyrządowy, antywojenny bojownik o prawa czarnych, muzułmanin Ali walczył z pupilem białych, konserwatywnym, prowojennym protestantem Frazierem.

Gdyby doszło do pojedynku Adamka z Witalijem Kliczką, to też zobaczylibyśmy w ringu ważny wycinek najnowszej Ameryki – imigranckiej, bo nowojorska diaspora z Europy to nie tylko milionowa Polonia, a wśród niej Adamek, ale też ponad 600 tys. Ukraińców i Rosjan. Na hali płynnie po angielsku mówiliby tylko konferansjer, część promotorów i część komentatorów TV.

Analogia jest jeszcze jedna – Witalij Kliczko wielokrotnie pokazywał swój pas mistrza świata wersji WBC, przypominając, że nosił go Ali. Pojedynek sprzed niemal 40 lat również toczył się o to trofeum.

Aby doszło do takiej walki, nie tylko pieniądze muszą się zgadzać. Ukraińscy bracia nie lubią wyściubiać nosa poza Niemcy, gdzie łatwo zarabiają miliony, zapełniając 50-tysięczne stadiony w walkach z przeciętnymi pięściarzami. Mają kontrakt z niemiecką telewizją RTL, w związku z czym dochodzą komplikacje z negocjacjami z HBO, która ma chętkę na zorganizowanie pojedynku z Polakiem i Ukraińcem w roli głównej. Niedawno Ross Greenburg, szef sportu w stacji, mówił, że Kliczko interesuje go tylko w przypadku pojedynku z Adamkiem lub z Davidem Haye.

Ze strony polskiej komplikacji jest o wiele mniej, o ile w ogóle są.

– Ja nie widzę żadnych przeciwwskazań. Musi być tylko odpowiednie honorarium. Bo jeśli nie będzie, to ja mam z kim walczyć i mam na chleb – mówi Adamek, były mistrz świata dwóch kategorii wagowych. – I od razu mówię, że jestem normalnym człowiekiem, nie zażądam astronomicznych sum, wiem, że mistrz świata Kliczko powinien otrzymać więcej niż ja. Kwestia negocjacji. Są wątpliwości, czy sobie poradzę? I bardzo dobrze. Tym większa będzie satysfakcja ze zwycięstwa. Adamek wyjdzie do ringu i pokaże prawy na górę, że oko wszystkim zbieleje.

Zanim jednak dojdzie do zbielenia oka, Polski pięściarz stoczy pojedynek pod koniec listopada lub na początku grudnia, w Atlantic City lub Newark, z nieznanym na razie przeciwnikiem.

39-letni Witalij Kliczko uchodzący za twardszego, ale słabszego pięściarza od młodszego brata Władimira, 16 października stoczy w Hamburgu pojedynek z Shannonem Briggsem.

Wybrał – Wiesław Książek