Co piszczy w trawie?

Dzisiejszy przeglad prasy zaczerpnąłęm wylacznie z Gazety Wyborczej.
Zaczynam od piłki i gorącego dla krakusów tematu: Co sie dzieje z Wisłą? Być może materiał zatytułowany

Wisła Kraków wyciśnięta do ostatniej kropli
/…/ Bogusław Cupiał wyprzedał najwartościowszych piłkarzy, a postawił na zawodników tanich lub niechcianych. Obłowił się jak nigdy, więc teraz zapowiedzi budowy wielkiej Wisły można włożyć między bajki – pisze Piotr Jawor z redakcji Gazety Wyborczej w Krakowie
Wytłumaczenie są dwa: albo właściciel klubu ma dość inwestowania i chce wyciągnąć choć część zainwestowanych pieniędzy, albo liczy na ogromny łut szczęścia i beznadziejną postawę rywali. W inny sposób posunięć Cupiała nie sposób zrozumieć.
W niespełna trzy miesiące właściciel Wisły wycisnął z drużyny rekordowe 6,4 mln euro (dane nieoficjalne). Na polską ligę to kosmiczne pieniądze, za które słabsze zespoły mogłyby funkcjonować kilka lat, a dobrze zarządzane myśleć o grze w europejskich pucharach. A co się stało z nimi w Wiśle? Na razie rozbijają się między Krakowem a Myślenicami, gdzie siedzibę ma Telefonika. Na piłkarskie inwestycje poszło niespełna 25 proc.

Kandydat do NIKE

W poprzednim sezonie Wisła grała nudno, ale dzięki najlepszej obronie w lidze miała szansę doczłapać do mistrzostwa. Po nieudanym finiszu w klubie wpadli na całkowicie nowatorski plan odbicia mistrzostwa – wbrew logice nie budowali klasowego zespołu wokół najlepszej formacji, tylko postanowili ją rozprzedać. Za Marcelo, Arkadiusza Głowackiego oraz Juniora Diaza zgarnęli blisko 6,4 mln euro, a na następców wydali niewiele ponad pół miliona.

Dzięki temu właściciel może pogratulować sobie biznesowego sukcesu. Na Marcelo czy Diazie zanotował kilkukrotną przebitkę i gdyby udało mu się powtórzyć ten wyczyn kilka razy, to mógłby z góry patrzeć na najbardziej przedsiębiorczych prezesów świata. Tyle że szans na równie dobre interesy nie widać. Co prawda przed sezonem kibice zacierali ręce na wieści o kolejnych transferach, ale ich liczba przysłoniła jakość. Wisła w większości wzięła zawodników niedoświadczonych (Bunoza, Czikosz, Rios), niechcianych w średnich klubach europejskich (Paljić, Boukhari) lub średnich (Wilk, Żurawski), a głównym kryterium była cena, która nie przekraczała pół miliona, a najlepiej 200 tys. euro. Efekty było widać już podczas porażek z Karabachem Agdam, które dodatkowo uderzyły Wisłę po kieszeni.

Inny efekt wyprzedaży jest taki, że piłkarscy menedżerowie nie mają już czego szukać przy Reymonta. Wcześniej jeszcze ryzykowali dwie godziny śmiertelnej nudy, dla ponadprzeciętnych jak na naszą ligę umiejętności Marcelo, czy nieustępliwości Głowackiego, ale z dzisiejszego składu Wisły mogą tylko powspominać obiecujących zawodników: Pawła Brożka (coraz więcej wskazuje, że w Krakowie dociągnie do emerytury i zostanie piłkarzem niespełnionym), Andraża Kirma (gdy zamienia koszulkę reprezentacji na wiślacką magicznie traci umiejętności), czy Radosława Sobolewskiego i Macieja Żurawskiego (wkrótce zostaną po nich tylko podobizny w galerii sław).

Obrońców zostało dwóch, ale pieniądze są

Można jeszcze zrozumieć odejście Marcelo (oferta nie do odrzucenia) oraz Głowackiego (zgoda na transfer to prezent za zasługi), ale sprzedanie Diaza zakrawa już na finansową pazerność. Krakowianie zarobili duże pieniądze (ok. 1,5 mln euro), ale nawet nie dali sobie szans na znalezienie zastępcy, bo okienko kończyło się kilka godzin później. Przez to za jednym zamachem stracili najbardziej uniwersalnego zawodnika i zostali z… dwoma bocznymi defensorami. Trochę mało jak na kandydata do tytułu. Oczywiście może kogoś jeszcze uda się dokooptować, ale będzie to zawodnik z kartą na ręku, czyli przez nikogo niechciany.

Jeśli tak ma wyglądać budowa wielkiej Wisły i rewanż za przegranie mistrzostwa Polski, to jesteśmy świadkami autorskiego i całkowicie przełomowego pomysłu
****’
Zmieniam dyschyplinę. Trwa tenisowy US Open, Ostatni wielkoszlemowy turniej roku. Zatem spojrzenie nat o, co dzieje się wokół kortów na Flushing Meadow w Nowym Jorku w materale zatytułowanym

Czy zawodnicy są dyskryminowani przez organizatorów?

/…/ US Open to pierwszy turniej wielkoszlemowy, na którym wprowadzono identyczną premię pieniężną dla najlepszej zawodniczki i zawodnika. Kobiety i mężczyźni zarabiają tyle samo od 1973 roku. Tym większe kontrowersje wzbudza fakt, że udogodnienia z uwagi na ekstremalne upały przysługują tylko kobietom
W Nowym Jorku od początku turnieju panują piekielne upały. Już o godzinie 11 rano miejscowego czasu temperatura w cieniu przekracza 30 stopni, a następnie jeszcze wzrasta, i momentami nawet o dziesięć kresek. Warunki są takie same dla wszystkich, ale mężczyźni grają do dwóch wygranych setów, podczas gdy kobiety do dwóch. A tymczasem to one mają więcej przywilejów w przepisach wprowadzonych przez organizatorów w związku z ekstremalnymi warunkami pogodowymi.

Przerwy tylko dla kobiet

Nowe przepisy zaczynają obowiązywać, gdy temperatura w cieniu wynosi 86,1 stopni Fahrenheita, czyli 30,06 stopni Celsjusza. Oznacza to, że w środę obowiązywały od 11.00 do 18.30. Wedle zapisów, zawodniczki mają wówczas prawo do wzięcia 10-minutowej przerwy przed trzecim decydującym setem, o ile oczywiście do niego dojdzie. Mężczyźni, którzy często są zmuszeni do rozegrania pięciu setów, nie mają praw do takich przerw. I to wzbudziło kontrowersje. Na French Open oraz podczas Wimbledonu organizatorzy nie przewidują żadnych ulg w związku z pogodą, jednak podczas Australian Open przysługują one zarówno kobietom jak i mężczyznom.

Clijsters chce równouprawnienia

Broniąca tytułu Kim Clijsters uważa, że wszyscy powinni być traktowani tak samo. – Przepisy związane z upałem powinny przysługiwać także mężczyznom, albo nikomu – powiedziała Belgijka. – Ja i tak nigdy z nich nie skorzystam, bo wiem, że to nie będzie miało na mnie wpływu. Wiem, że mogę przetrwać nawet pięć setów gdybym musiała – dodała.
Ljubicić: Te korty to beton

Wtóruje jej Ivan Ljubicić. – W Australii mają naprawdę dobre zasady. Gdy jest za gorąco, po prostu się nie gra – skomentował 31-letni Chorwat, który w środę przegrał nieoczekiwanie z młodszym o trzynaście lat Ryanem Harrsionem. – Pogoda była moim największym rywalem – przyznał po meczu. Twarde korty, nagrzewające się do temperatury 43 stopni określił jednym słowem – “beton”.

Nie wszyscy jednak podzielają takie spojrzenie na sprawę. Sama Querrey’a i Bradley’a Klahna pod koniec meczu pierwszej rundy łapały skurcze, ale nie uważali za potrzebne, by przerywać mecz. – Tenis to sport fizyczny – powiedział Querrey. – Powinieneś być nagradzany za ciężką pracę, którą wkładasz w przygotowania. Jeśli dla jednych zawodników jest za gorąco, to nie oznacza, że ci w lepszej formie mają być z tego powodu poszkodowani – stwierdził.

Show must go on

Na razie synoptycy nie zapowiadają ochłodzenia, więc zawodnicy nie mają wyboru – muszą grać dalej. – Co mamy zrobić? Zawiesić turniej na sześć dni i poczekać na ochłodzenie? – pyta retorycznie jeden z organizatorów /…/.

***’
Na koniec informacje z “kuchni” Formuły 1. Temat zawsze interesujacy, zwłaszcza w aspekcie ostatnio doskonałego rezultay Roberta Kubicy. Artykul nosi tytuł

Tajemnice F1 – Co dzieje sie pred startem?
/…/. Zanim zgaśnie czerwone światło i kierowcy Formuły 1 ruszą do walki o zwycięstwo w kolejnym Grand Prix, zespół musi przeanalizować tysiące danych, sprawdzić najmniejszy detal, by bolid był w stu procentach przygotowany do startu. Co dzieje się tuż przed początkiem wyścigu w garażu i na torze? O tajnikach procedur startowych opowiada główny inżynier Renault, zespołu Roberta Kubicy, Alan Permane.
Oficjalna strona Renault przygotowała dla fanów Formuły 1 niespodziankę. Główny inżynier zespołu Alan Permane, którego uważa się za jednego z ojców szybkiego rozwoju francuskiego teamu, odpowiada na pytania dotyczące skomplikowanych procedur startowych. Wiedzieliśmy, że Formuła 1 to sport do bólu skomplikowany, a jednocześnie kontrolowany przez techników w każdym detalu. Nie spodziewaliśmy się jednak, że kontroluje się nawet liczbę poślizgów wykonywanych przez kierowców w czasie okrążenia rozgrzewkowego…

– Alan, co dzieje się w garażu przed i podczas okrążenia rozgrzewkowego w drodze na pola startowe? – pytają inżyniera dziennikarze oficjalnej strony Renault.
Technik odpowiedzialny za silnik sprawdza temperatury i ciśnienia wszystkich elementów – opowiada Permane. – Następnie bolid zostaje odpalony przez mechaników przy wykorzystaniu zewnętrznego rozrusznika. Mechanik oznaczony numerem jeden sprawdza, czy aleja serwisowa jest pusta i pokazuje kierowcy sygnał do wyjazdu na pola startowe. Kierowcy muszą pamiętać, że istnieje wymóg minimalnego czasu pokonania okrążenia rozgrzewkowego, dlatego mają w kokpicie wyświetlacz, pokazujący wymaganą prędkość. Przepis ten wprowadzono po to, by uniknąć sytuacji, w której bolidy poruszają się bardzo wolno, oszczędzając paliwo. W drodze na pola startowe sprawdzamy także komunikację radiową – mówi inżynier.
Okazuje się, że przed startem najważniejsza jest temperatura opon.
– Przed startem wykonujemy sporo pracy w fabrycy, ale na torze skupiamy się głównie na badaniu temperatury opon i wykorzystaniu sprzęgła lub jego poślizgu. To są rzeczy, które możemy poprawiać. Całą przewagę na starcie można stracić lub zyskać w pierwszej sekundzie czy dwóch po ruszeniu, dlatego właśnie koncentrujemy się na tych elementach – opowiada Permane i wyjaśnia, dlaczego kierowcy na okrążeniu rozgrzewkowym jeżdżą “zygazakiem”.

– Kierowcy mają za zadanie osiągnąć właściwą temperaturę opon. Wcześniej ustalamy co jest naszym celem i odpowiednio ustawiamy koce grzewcze. Już na torze kierowca wie również, ile razy musi wprowadzić koła w poślizg na okrążeniu rozgrzewkowym. To dlatego obserwujemy kierowców, którzy w drodze na pola startowe jeżdżą dziwnym torem. Próbujemy zastosować tu trochę nauki i ustalamy temperaturę, która naszym zdaniem jest optymalna dla tylnych opon – mówi Permane.

Gdy kierowcy stoją już na polach startowych, ważna jest praca sprzęgła.

– Poślizg sprzęgła jest monitorowany przez inżynierów, którzy znajdują się w ciężarówce. Oni analizują dane podczas próbnego startu i decydują, czy musimy dostosować sprzęgło przed startem. W teorii bolid F1 nie ma prawa zgasnąć na starcie. Jeśli kierowca zrobi coś nie tak, to włączy się sprzęgło, co zapobiegnie zdławieniu silnika. Wtedy jednak trzeba się liczyć ze sporą stratą czasu – kończy inżynier Renault.

A potem gaśnie czerwone światło i kierowcy ruszają po kolejne punkty w najbardziej prestiżowej formule wyścigowej świata /…/

Wybral Wiesław Książek