Andrzej Fonfara pokonany

Liczyło się tylko zwycięstwo. Najlepiej przez nokaut, ale pewny triumf na punkty także byłby dobry. Później miała być walka o mistrzostwo świata, najlepiej rewanż z mistrzem WBC Adonisem Stevensonem. Zgadza się tylko jedno – nokaut był, owszem, ale nie autorstwa Andrzeja Fonfary (28-4, 16 KO), który w nocy został zastopowany już w 1. rundzie pojedynku z Amerykaninem Joe Smithem Jr. (22-1, 18 KO).

Niestety, tak wyglądał koniec walki. AndrzejFonfara musi zapomnieć – miejmy nadzieję, że tylko na razie – o tytule       Foto – Newspix

Przed starciem ze Smithem Fonfara był pewny siebie, ale doceniał rywala, zdając sobie sprawę, że dysponuje mocnym ciosem i będzie chciał sprawić niespodziankę. Jednak nie brał pod uwagę porażki, był przeko-nany o swoim zwycięstwie. Chciał wygrać, najlepiej przez nokaut dla swojej publiczności w Chicago, gdzie mieszka i trenuje, a także kibiców, którzy w najlepszym czasie antenowym postanowili obejrzeć jego walkę w stacji NBC. “Polski Książę” nie pogardziłby również zdecydowanym zwycięstwem na punkty. Tak, jak w wygranych pojedynkach z Julio Ce-sarem Chavezem Jr. i Nathanem Celverlym chciał ruszyć na przeciwnika od początku, wywierać presję i raz po raz atakować ciosami prostymi i podbródkowymi. Nie udało się. Nie zdążył.
Po kilku udanych akcjach Polak poczuł się zbyt pewnie, opuścił lewą rę-kę, a rywal trafił go błyskawicznym prawym sierpowym, po którym Fon-fara wylądował na deskach. Zamiast chwilę poczekać i wstać na 6-7 od razu zerwał się na nogi i tanecznym krokiem poleciał na liny, pokazując jednak, że jest w stanie walczyć dalej. Sędzia zezwolił na kontynuowanie pojedynku, ale Fonfara popełnił kolejny błąd – zamiast uczepić się rywala, klinczować, schował się za podwójną gardą, którą Smith zdołał rozbić w kilka sekund, a następnie zadał serię ciosów i Polak ponownie padł na deski. Sędzia podjął słuszną decyzję, przerywając walkę. Walkę, której wynik i przebieg stanowi dla Fonfary ogromny krok wstecz. To katastro-fa.

Polak liczył na rewanż z mistrzem WBC Adonisem Stevensonem. Pierw-szą walkę przegrał na punkty, ale choć dwukrotnie był liczony, sam rów-nież zdołał zaskoczyć rywala mocnym ciosem. Pokazał, że jest twardzie-lem, który nie pęka i będzie walczył do końca, co pomogło w zakontrak-towaniu dobrze nagłośnionego medialnie starcia z Chavezem Jr. Pewna wygrana przed czasem w tamtym pojedynku i fenomenalny, zwycięski bój nad Cleverlym sprawiły, że mógł realnie myśleć o kolejnej konfrontacji ze Stevensonem. Choć za bardzo nie chciał wybiegać w przyszłość, to liczył, że zmierzy się z Kanadyjczykiem w grudniu, a najpóźniej w pierwszej połowie przyszłego roku. Niestety, porażka ze Smithem oznacza, że Polak musi ponownie walczyć o wysokie miejsce w rankingu, dające prawo do upragnionego starcia o tytuł.
Pytanie, czy i jak szybko Fonfara zdoła się podnieść? Zostać znokauto-wanym przez faceta, który nie może poświęcić się wyłącznie treningom, bo pracuje na budowie i stara się utrzymać rodzinę, a poza tym nigdy nie pokonał żadnego znanego zawodnika – to musi boleć. Już teraz nie brakuje głosów, że Smith będzie brany pod uwagę, jako sprawca największej niespodzianki roku. Dlatego najbliższe dni, a może tygodnie będą dla Polaka trudne. Musi poukładać sobie wszystko w głowie, nastawić się psy-chicznie na to, że trzeba zweryfikować wszystkie plany. Zresztą niebawem będzie miał nowe obowiązki, bo oczekuje narodzin syna. Powinien spokojnie wszystko przemyśleć i wybrać najlepsze rozwiązanie, by ura-tować swoją karierę. Faktem jest, że Polak ma dopiero 28 lat. Ale faktem jest również, że ma za sobą kilka ringowych wojen, jest mocno porozbi-jany, a jego styl walki jest efektowny, ale jednocześnie ryzykowny. Przyjmuje dużo ciosów, a kiedy trafi na zawodnika dysponującego moc-nym uderzeniem ma spore problemy. Tak, jak w konfrontacji ze Smithem.
Promotor Fonfary jest poważnie zainteresowany rewanżem. Tym razem na terenie Smitha, w Nowym Jorku. Czy to dobra decyzja? Pewne zwycięstwo sprawi, że Polak wróci do gry i ponownie będzie brany pod uwagę przy walkach z bardziej znanymi nazwiskami. Jednak porażka będzie dla niego oznaczała koniec marzeń o zawojowaniu kategorii półciężkiej i dużych pieniądzach. Na ten moment musi zapomnieć o tytule, ale nie można go skreślać. Oby się podniósł. Jak na przyszłego mistrza przystało. (Onet)